piątek, 6 stycznia 2017

ODCINEK#1 (1.1)

              Obudziłam się. Wyspana. Choć nieco obolała.

Otworzyłam swoje oczy. Leżałam bokiem. Na zupełnie nieznanej mi kanapie. Nie wiedziałam co się stało i co się może zaraz stać. Zupełnie nie wiedziałam gdzie jestem. Czułam delikatny niepokój. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie wiem też kim jestem. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej. Mój oddech gwałtownie przyspieszył. Co mam zrobić?! Uciekać?! Dalej leżeć?! Rozejrzałam się po pokoju. Gdy zobaczyłam na stoliku puste butelki Coca-Coli i talerzyki z niedojedzoną pizzą, nieco się uspokoiłam.

Po chwili wpatrywania się okoliczny poobiedni krajobraz, wstałam z tej dziwnie lepkiej bordowej kanapy, po to by sprawdzić jak wygląda ten nieco przytłaczający mnie świat.

Rozejrzałam się. Zobaczyłam pokój. A pokój jak pokój. Jakiegoś przeciętnego nastolatka, młodego człowieka, tego realnego jak i tego z Fejsa. Nie potrafiłam ocenić czy należy do dziewczyny czy do chłopaka. W tych czasach nigdy nie wiadomo czy góra kosmetyków leżących na czarnej toaletce zwiastują lokalną ślicznotkę czy typowego chudego jak papier gejuszka. Jedno jest pewne, ten kto tu mieszka lubi dopieszczać swoje lico masą markowych makijażowych gadżetów. Zobaczyłam też telewizor, płaski oczywiście. I do tego jeszcze wielkie łóżko z jedwabną pościelą w kolorze ciemnego burgundu oraz już wspomniany nieco brudny czarny kawowy stolik z szybą jako blatem na którym stały puste butelki po gazowanych napojach. Reszta to jakieś nieważne detale, abstrakcyjne obrazki, krzykliwe bibeloty oraz ogromna ilość kolorowych magazynów o modzie. To były tylko dodatki do tego aranżacyjnie rozerotyzowanego pokoju, który o dziwo przypadł mi do gustu. Na samym końcu ujrzałam czarne drzwi. Bezmyślnie wgapiałam się w nie przez dobre kilka sekund. Po chwili podeszłam do nich spokojnie i chciałam je otworzyć. Złapałam klamkę. Pociągnęłam ją w dół. Drzwi okazały się być zamknięte.

Nie wiedziałam co mogę  dalej robić… Usiadłam więc ponownie na bordowej kanapie. I w końcu ta myśl do mnie przyszła. I nagle mnie olśniło. Zaczęłam nerwowo dotykać się po swoim ewidentnie dziewczęcym ciele. Poczułam w kieszeni opinających moje już i tak szczuplutkie nóżki dżinsach jakąś książeczkę. Wyjęłam ją. Był to mój paszport. Równie szkarłatny jak ten pokój. Otworzyłam go i zobaczyłam zdjęcie. Pewnie moje. Całkiem ładna ze mnie dziewczyna. Typowe brązowe włoski do ramion. Dość jasna skóra. I te szare oczka. Cudeńko. A obok imię i nazwisko. Elodie Coitueures. Chwila. Myśl. Spojrzałam jeszcze raz. Elodie Coitueures. Cóż… Muszę to powiedzieć, ale… kto mnie tak kurwa nazwał?! Co to ma być?! Elodie?! Elodia?! Kurwa! No jeszcze gdybym miała na imię Melodie, Melodia, ale Elodia, no ja was błagam. Seryjne?! Zawsze uważałam, że świat zmierza ku końcowi, gdy tylko usłyszałam o istnieniu imienia Donald. Jeszcze do tego zestawu dodać tylko Truskawkowe Ciastko, Calineczkę i C-3PO… Kurwa! Zresztą, mniejsza o to. Jestem kobietą. To już wiem. Jestem Francuską. Fajnie. Lubię bagietki. Mam 16 lat. Czyli jeszcze dużo życia przede mną. Kolejna myśl. To nadal nie są odpowiedzi na moje liczne i wszędobylskie pytania, które chciałabym komuś niezwłocznie zadać. Teraz. W tym konkretnym momencie i…

Wtem ktoś zaczął otwierać drzwi od pokoju w którym zostałam mimowolnie zamknięta. Nie wiedziałam czy mam się schować, czy przygotować coś twardego do ewentualnego ataku, czy coś jeszcze innego. I nagle ten dźwięk przekręcanego kluczyka. Bang! I drugie. Bang! I weszła… ona. Dziewczyna. Nie znałam jej. Długie i nieco pofalowane czarne niczym heban włosy. Skóra lekko opalona, lecz zupełnie naturalna. Z taką pewnie już się urodziła. Twarz rumiana i nieskazitelnie niezmącona ani gramem makijażu, poza satynowymi czerwonymi ustami, które i tak wyglądały jakby były namalowane przez jakiegoś Da Vinciego czy innego Banskiego. Bluzeczka w tygrysie cętki i kuse dżinsowe szorty opinające jej kształtną pupkę, to miała na sobie. Śliczna była. Fajnie byłoby gdyby się ze mną zaprzyjaźniła. Wszyscy chłopacy by mi zazdrościli. Ale wtedy musiałaby gadać, chodzić, jeść i spać tylko ze mną, a to raczej nie wchodzi w grę, bo moi rodzice… To w sumie kolejne pytanie na które nie znam odpowiedzi. Może ona wie co ja w ogóle tutaj robię i co się tutaj odwala. „I jak się czujesz słoneczko?” Miała przyjemnie niski głos. Nie wiem czemu nie mogłam nic jej odpowiedzieć. Czułam się jakby ktoś odebrał mi mój głos, którego dźwięku również nie mogłam sobie przypomnieć. Jakby ktoś kazał mi śpiewać niczym słowik, a ja nie miałabym na to zupełnej ochoty. Spanikowałam. Siedząc na bordowej kanapie zaczęłam nerwowo dotykać swych ust oraz drobniutkiej szyi. Niby wszystko było na miejscu, jednak czułam, że ktoś płata mi wielkiego jak penis kochanka mojej mamy figla... Czemu ja tak pomyślałam?! Przecież moja mama kocha mojego tatę! I nigdy by tego nie zrobiła!!! Nie wiem już co myśleć, może po prostu popłynę z tym dziwnym prądem?! Tajemnicza czarnowłosa dziewoja usiadła obok i objęła mnie. „Spokojnie Kochanie moje, wszystko będzie w porządku, tak?” Naprawdę nie mogłam nic odpowiedzieć. Po prostu nie i już. Spojrzałam jej prosto w oczy i próbowałam się uspokoić. „No widzisz. Choć. Teraz pójdziemy na dół do dziewczyn, na pewno ucieszą się, że już się obudziłaś”. Daje słowo, że nic nie odparłam. Nic a nic. Jednak wszystko zdawało się mieć logiczny sens, którego zupełnie nie mogłam pojąć swoim bądź co bądź jeszcze bardzo młodym umysłem. Nie protestowałam. Złapałam, choć z niewielką dozą zaufania, tajemniczą dziewczynę za jej delikatną dłoń i zeszliśmy na dół miejsca w którym aktualnie się znajdowałam.