piątek, 13 stycznia 2017

ODCINEK#1 (1.2)

             Czułam jakbym rodziła się na nowo. Idąc tymi bordowymi korytarzami pełnych roślin doniczkowych i tych obrazów pięknych kobiet, zdawałam się wędrować po zupełnie nowych ścieżkach poznania. Wydawały się mówić mi najpiękniejsze na słowa na świecie. Sława. Bogactwo. Szyk. Klasa. Istna iluminacja. Istne olśnienie. Nie wiem kim były, ale na pewno były dla kogoś ważne, skoro trafiły na tę ścianę, oprawione w pozłacane, barokowe ramy. Każda z nich była inna, była inaczej ubrana. Jedna miała pawie piórka na głowie, inna krzykliwe okulary przeciwsłoneczne, a jednak wszystkie razem tworzyły jedną wspólną całość. W istocie nie wiedziałam czego chciałam jako młoda dziewczyna, ale gdyby to miało być tym właśnie celem do którego będę dążyć, to nie mam nic przeciwko. To jest geneza mojego nowego życia. Cokolwiek to wszystko będzie znaczyć.

Gdy zeszłyśmy na sam parter tego wielkiego domu, moim oczom ukazał się równie wielki salon. Był w podobnym kolorze co pokój mojej tajemniczej towarzyszki. Ciemno czerwone i już nieco zużyte kanapy. Dziwny i bezkształtny kryształowy stolik, który przypominał jakaś ekstrawagancką rzeźbę prosto z atelier Pani Mariny Abramović, a na nim jakieś współczesne tanie świerszczyki i klasyczne wydania Playboya. Dwie półki zupełnie przypadkowych książek, między innymi „Pięćdziesiąt twarzy Grey’a”, kilka książek Marthy Stewart oraz „Majsterkowanie dla opornych”. I jeszcze do tego masa wielokolorowych gadżetów, nie tylko tych erotycznych, ale i takich typowych. Tam wazonik ze sztucznymi słonecznikami. A tam jakiś mały czerwony zegarek. I na ścianie jakieś bezimienne bazgroły już bez ekskluzywnych ramek. I pomyśleć, że to wszystko zostało kupione w Ikei. Raczej na kredyt, ale kogo tam to obchodzi. W tle leci Grimes i jej „Genesis”. Robi się coraz bardziej absurdalnie.


Gdy po chwili podeszłyśmy do kanap zauważyłam, że na siedzą na nich jeszcze dwie dziewczyny. To pewnie o nich wspomniała kruczoczarna dama. „No spójrz, to jest Ory, przypominasz już sobie?” Idealnie niebieskie oczy. Prawie idealnie biała skóra. Długie blond włosy, które sięgały aż do jej lędźwi, a mierzyły nieco wyżej, niż czubek jej dość okrągłej twarzyczki dzięki intensywnie skołtunionej reszcie jej świetlistego włosia. Na dodatek w tym kołtuniku gnieździły się wielobarwne kwiaty oraz sztuczne motyle, które zwykle wieszało się  jako ozdoby na firanki. Poza tym, miała też na sobie jakiś przypadkowy szary T-shirt oraz majteczki, ale nie byłam na tyle ordynarna i wulgarna, aby „tam” spojrzeć. „Heeej. To ja! Oriana! Twoja Ory. Pamiętasz?” Nawet nie mogłam powiedzieć, że nie. Pokiwałam więc głową, aby jej przytaknąć. „Spójrz, tutaj obok siedzi Humphrey”. Ciemna czekoladowa skóra. Wyraziste kości policzkowe. Dość duże brązowe oczy. Ogromne murzyńskie usta. Idealnie okrągłe i napuszone afro. Piękny biust wylewający się z jej moro podkoszulka. „Siemaneczko prosto z Teksasu Kochanie”. Było przyjemnie. Wszystko zdawało się mieć ręce i nogi. Wtem do salonu weszła jeszcze jedna dziewczyna. „Hej, Anal! To Analsandrea. Zobacz! Upiekła dla ciebie ciasteczka”. Szczupła. Smukła twarz. Matowa karnacja. Długie nieco potargane i iście metalicznie srebrne włosy. Jej cała prawa ręka była pokryta najróżniejszymi tatuażami. „Uspokój się Georgiano, kupiłam je w sklepie po drugiej stronie”. Najwidoczniej Analsandrea pochodziła z południa, bo można było usłyszeć z jej ust lekki hiszpański akcent. „No i to jest nasza Analasandrea, zawsze miła i uprzejma. Usiądź sobie na kanapie Kochanie”. Jak brunetka poprosiła, tak też zrobiłam. Usiadłam pomiędzy blondynką z mojej lewej i Humphrey z prawej. Nie wiedziałam co mogę jeszcze zrobić w takiej sytuacji, czując skrępowanie z prawej strony oraz przytłoczenie z mojej lewej.

„To skoro jesteśmy wszystkie razem trzeba to uczcić wspólnym zdjęciem”. Odparła brunetka nadal stając i czekając za siwą laską, aż ta stanie obok kanapy na której siedziałyśmy. „Słuchaj Monique, on ciebie zaślepia, tymi swoimi kłamliwymi oczętami, rozumiesz?” Po chwili bezmyślnego wgapiania się w program Miss De Parisy na idealnie płaskim telewizorze brunetka postawiła pod nim swój równie plaskaty i nowoczesny telefon, i stanęła z kanapą wraz siwą Anal. „A ja jestem Khia”. Usłyszałam tylko dźwięk migawki i chyba… Umarłam… A może i nie?